wtorek, 10 grudnia 2013

Część wywiadu z Panią Tamarą Potasiak

Podczas wywiadu, Pani Tamara Potasiak opowiedziała nam bardzo ciekawą, można by rzec historię o miłości (choć tylko z jednej strony) jaką przeżyła podczas obozu młodzieżowego pod Berlinem. Oto ona:

"Doświadczyłam, rzeczywiście. To była forma paczki żywnościowej, z którą jest związana taka… nie wiem, zabawna chyba historia. Otóż, bodajże w osiemdziesiątym roku, latem, byłam na obozie młodzieżowym pod Berlinem, no i tam, na tym obozie przebywali nie tylko Polacy, ale też młodzież z NRD ówczesnej. No i tam poznałam chłopca o imieniu Thomas, Thomas Oberkaum, z którym się – no, można tak powiedzieć – zaprzyjaźniłam, jak to na wakacjach bywa bardzo często.No i jego turnus skończył się wcześniej, wyjechał sobie do Magdeburga, bo z Magdeburga pochodził, ja jeszcze zostałam na obozie, wymieniliśmy się, grzecznościowo oczywiście, adresami – nie telefonami, bo wtedy komórek jeszcze nie było. No i jakież to było moje zdziwienie, jak w najbliższą niedzielę znowu zobaczyłam Thomasa, ale tym razem w towarzystwie jego rodziców, których namówił do tego, żeby przyjechali do mnie w odwiedziny w niedzielę i zabrali mnie na taką całodniową wycieczkę, którą wspominam zresztą bardzo sympatycznie, bo raz, że zobaczyłam wiele ciekawych miejsc, do których mnie zawieźli, no i miałam też okazję dzięki nim zwiedzić jedno z najsłynniejszych na świecie Muzeum Pergamońskie – Pergamonmuseum; pod koniec dnia, wieczorem, przywieźli mnie z powrotem na miejsce. Pożegnaliśmy się i obiecaliśmy sobie, że będziemy utrzymywać ze sobą kontakt – no i rzeczywiście tak było, że po powrocie z wakacji jeszcze jeden czy dwa listy czy kartki – już dokładnie nie pamiętam – od Thomasa dostałam – pamiętam, że jeden list nawet z jego zdjęciem, ale to był chyba taki czas… tak, osiemdziesiąty pierwszy rok, to był taki czas, jak poszłam do liceum, zaczęłam pracę… pracę? Naukę! W szkole średniej, więc szybko o tych wakacjach jakoś zapomniałam i… wstyd się przyznać, ale na ostatni list Thomasa chyba nawet nie odpowiedziałam. No i czas sobie płynął i nagle, w osiemdziesiątym drugim bodajże roku, jakoś wiosną – to był albo marzec albo kwiecień, dokładnie nie pamiętam – zapukał do moich drzwi listonosz, trzymając przed sobą wielką paczkę. Byłam zdziwiona, bo nie spodziewałam się od nikogo żadnej przesyłki – zaczęłam studiować tę paczkę, oglądać ją, od kogo też może być, no i doczytałam się, ze jest to paczka od Thomasa – nadal nie kojarzyłam tego faktu z tym, że w owym czasie Polacy otrzymywali z Zachodu takie paczki, więc zaczęłam ją rozpakowywać i kolejne moje zdziwienie, jak okazało się, że ktoś przede mną już tą paczkę rozpakował i była ona powtórnie zapakowana. No i cóż, otworzyłam paczkę i widzę – czekolady, gumy do żucia, rozpuszczalne kakao – no fajnie, szukamy dalej… jeszcze była taka maskoteczka. Wyjmuję dalej, a tam jest tak – ryż, mąka, cukier, makaron… No i wtedy już zawołałam mamę, bo zrobiło mi się strasznie – nie wiem – przykro? Tak bym chyba to określiła. Bo te pierwsze produkty, które leżały na wierzchu paczki, te które wyjęłam na początku, czyli te czekolady i tak dalej. To skojarzyły mi się w ten sposób: „o, Thomas sobie o mnie przypomniał” i takie, wiadomo „chce zrobić mi przyjemność, tak?”. Natomiast już przy tych cukrach, mąkach i makaronach poczułam się tak troszkę niezręcznie, jak ktoś – nie wiem – gorszy? Może wtedy ta moja młodzieńcza ambicja była taka troszeczkę wygórowana i przerysowana – pewnie tak, bo dziś na pewno podeszłabym do tego zupełnie inaczej; dlatego, w każdym bądź razie, odpisałam – napisałam list do Thomasa po otrzymaniu tej paczki – oczywiście mu bardzo gorąco i serdecznie podziękowałam za pamięć, za to, że zadał sobie tyle trudu i zorganizował dla mnie taką przesyłkę, ale – co nie było chyba z mojej strony zbyt grzeczne – też nadmieniłam, że w Polsce to jeszcze nikt z głodu nie umiera i żeby na przyszłość raczej darował sobie tą kaszę i ryże, bo jeszcze mamy co jeść; to taka urażona chyba duma moja wtedy przemawiała."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz